Forum www.libertatis.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

1973 r. Narcyza & Lucjusz

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.libertatis.fora.pl Strona Główna -> Kącik literacki / FANfiction
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Siostra Kliczko
Zdezorientowany
Zdezorientowany



Dołączył: 10 Lip 2010
Posty: 48
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 19:28, 19 Lip 2010    Temat postu: 1973 r. Narcyza & Lucjusz

Opowiadanie, jak zauważycie, nie jest dokończone. Ale jest to jedyne opowiadanie, które posiadam z miarę przyzwoitą długością.
Miał to być erotyk i właśnie na scenie seksu skończyłam, bo po przeczytaniu wszystkiego jeszcze raz uznałam, że się nie opłaca. Ale jeśli dostanę weny i uwierzę jeszcze w ten tekst może dopiszę i dodam tu na forum.

Co do Narcyzy... jest wręcz idealnie taka jak sobie umyślałam, ale tylko w drugiej połowie opowiadania. W pierwszej wydaje mi się za mało władcza jak na Blacków. No cóż, nie wszystko wychodzi tak jak chcemy, żeby wyszło. Może kiedy indziej lepiej uda mi się ją opisać.

Błędy na pewno są i to liczne. Ale tekst nie był betowany, a ja nie jestem orłem w gramatyce (jak już wiecie x)).

________________________________________
1973 r.

Przez uchylone okno do pokoju wpadał jesienny świergot ptaków. Firanki zatrzymywały rażące słońce, także pokój nie tracił niczego w swej ponurej krasie. Całkiem niedawno życie Narcyzy diametralnie się zmieniło. Oczywiście nie chodzi o standard życia, chociaż i ten nieco się podniósł. Jedna z panien Black, nie jest już panną a panią. Opuściła rodzinny dom na rzecz dostojnego dworku Malfoyów.
Na sofie siedziała blondwłosa postać. Żywotnie się wierciła, a zaaferowana swoim biustem i poprawianiem bielizny nie zwracała uwagi na siostrę. Odchylała, podciągała, podwijała… ciągle niezadowolona, wzdychała.
— Cyźka, znowu za mocno zawiązałaś gorset? — Rzuciła Bellatrix, bawiąc się świecznikiem, stojącym na marmurowym kominku. Chwytała palcami za knot raz zapalając, raz gasząc świece.
— Czasem mam wrażenie, że fiszbiny były wygodniejsze od tych nowych stalek. Ciągle mnie coś uwiera koło piersi, jakby drut wylazł z tego cholernego gorsetu i ocierał o skórę —odparła sfrustrowana. Siedziała z idealnie wyprostowanymi plecami, mimo że łopatki nieco odstawały, co psuło zamierzony efekt perfekcji.
—Nie myśl o tym, wtedy przestanie. — Kruczowłosa znudzona wcześniejszą zabawą, zaczęła uważnie rozglądać się po salonie. Szczególnie zainteresowana była drobiazgami, które nierzadko związane były ze zdumiewającymi opowiastkami Abraxasa, gospodarza domu. Narcyza zmuszona była wysłuchać ich po kolei zaraz po przeprowadzce. Wszystko to dzieliła przez trzy i jeszcze na pół, żeby wymazać kolorowankę, a dojść do faktycznego szkicu, czyli faktów. Arystokraci mają to do siebie, że chcąc zaimponować, dopisują do zwykłych sytuacji niezwykłe okoliczności. — Chcesz wyglądać jak żona modna, to się przyzwyczaj.
— Jak mam nie myśleć, jeśli ledwo oddycham, a od prostowania łopatek dostaję spazmów.
— Nie moja wina, że jesteś krzywa, Cyźka. Matka nie nauczyła cię prostować pleców, to może gorsety się na coś zdadzą — powiedziała, spoglądając uważnie na witrynę, gdzie wyłożona była najstarsza a zarazem najdroższa zastawa śniadaniowa w domu. Ozdobiona motywem meandra przywodziła na myśl upalne słońce Egiptu. Narcyza zdawała się być podirytowana brakiem zrozumienia ze strony siostry. — Nie marudź więcej tylko chodź do kuchni, powróżymy sobie z filiżanki — dodała zawadiacko.
— Przestań już. — Szybko podniosła się ze sofy, próbując powstrzymać siostrę przed ingerowaniem w zastawę. — Nie ruszaj, bo zbijesz!
— Kobieto, to twój dom, wszystko jest twoje! — Zakręciła się władczo wokół własnej osi. — Możesz zdemolować cały dwór w napadzie szału, a mężulek kupi wszystko nowe i jeszcze piękniejsze. Cyźka, jesteś teraz panią domu, rządź się!
— Jeśli więc to moje, to to zostaw — rzuciła prędko, chcąc opanować Bellę. Niestety ta, porywając filiżankę, usadowiła się wygodnie na fotelu. Pośpiesznie wyciągnęła różdżkę i w okamgnieniu napełniła egipskie naczynko fusiastą herbatą. Wykrzywiła usta i przenikliwym szeptem zwróciła się do Narcyzy: — Usiądź blondyno i wypij napój przyszłości, jaki dla ciebie przygotowałam. Dowiesz się, czy czeka cię dozgonna agonia w tym małżeństwie, czy może rychły jego koniec? Podejdź, podejdź, nie bój się, Złotko. Wypełnij płuca tą miętową wonią.
— Czemu sądzisz, że nie będę szczęśliwa z Lucjuszem?! Przecież jestem!
— Wypij, a się dowiemy. — Niebieskooka usiadła naprzeciwko Belli i jednym haustem opróżniła filiżankę, zostawiając na dnie fusy z minimalną ilością herbaty. Spojrzała na kruczowłosą.
— No, dalej. — Narcyza nakryła filiżankę talerzykiem, który podała jej Lestrange, odwróciła ją lewą ręką, obróciła trzykrotnie w prawo i po odczekaniu siedmiu sekund zdjęła z talerzyka. Fusy ułożyły się w jakiś obraz, który blondwłosa próbowała zinterpretować. — Co tam masz?
— To zapewne kukurydza. Mówi o urodzajnym roku, czyżbym się miała wzbogacić tego lata? — Uśmiechnęła się pod nosem, zadowolona ze szczęśliwej wróżby.
— Albo udane pożycie seksualne — ryknęła do Narcyzy, która skrzywiła się na dźwięk tych słów. — Cóż za okropna świadomość! Moja siostra najszczęśliwsze chwile w życiu spędzi w wielkim, żeliwnym łożu naga… piekielnie naga! — Pewnie kontynuowałaby swój teatralny monolog, gdyby nie posępne spojrzenie Cyzi.
— Ciszej! — syknęła. — Też ci przyszło do głowy, farmazony.
— Czytałam w Zetlałych Wróżbach. Znalazłam tę książkę w bibliotece babki, bardzo ciekawa zresztą — zaśmiała się po nosem. Wyglądała na bardzo rozochoconą, zwłaszcza że siostra wzięła ślub niecałe dwa tygodnie temu i czarnowłosa nie bardzo miała wgląd w jej sprawy intymne.
— Bo widzisz…
— Hm?
— To trochę krępujące.
— Mnie się wstydzisz powiedzieć?
— No nie, w sumie to nic takiego. Sama nie wiem, nie mam doświadczenia w tych sprawach.
— Tak to jest czekać z dziewictwem do ślubu. Jakby w Hogwarcie brakowało pustych toalet.
—Wydaje mi się, że Lucjusz preferuje bardziej… — Rozejrzała się wkoło — perwersyjny seks.
— Perwersyjny? — powtórzyła Lestrange, szczerząc zęby w zawadiackim uśmiechu.
— No perwersyjny!
— Czyli, że… — zaczęła, jednak nie zdążyła dokończyć, bo Abraxas, podśpiewując pod nosem, wszedł do salonu.
Uprzejmie się ukłonił i przywitał: — Witam piękne panie.
—Abraxasie, jak miło cię widzieć — odparła Bellatrix, a Narcyza kiwnęła głową z aprobatą.
Przytłaczające, fioletowe tapety salonu w połączeniu z meblami utrzymanymi w rokokowym stylu, przywodziły na myśl komnaty wiedeńskiego pałacu Schönbrunn – okazałe, majestatyczne, dekorowane z pompą i przepychem, a w kątach donice z pnącymi się roślinami. Codziennie na stolikach-ludwiczkach stawiane są wazony ze świeżo ściętymi kwiatami, przeważnie storczykami, rosnącymi masowo w ogrodzie. Wnosiły one w pomieszczenie nieco radości, która wcześniej ugrzęzła gdzieś pomiędzy perskim dywanem a boazerią z drzewa różanego. Jednak nie ma sensu winić ani Abraxasa ani jego zmarłej małżonki o ciężki wystrój pomieszczeń, gdyż Malfoy Manor pamięta cały, od zawsze bardzo konserwatywny w swoich poglądach, ród Malfoyów. A wszelkie portrety, te w hallu, korytarzach jak i pokojach, nie dają zapomnieć o dziwactwach notabli o bladej cerze.
Abraxas afirmował nieskazitelne piękno Narcyzy. Z dumną stwierdził, że żadna inna kobieta nie wpasowałaby się równie idealnie w standardy rodu Malfoyów. Zdecydowanie była elegantką z towarzystwa. Kredowa skóra, potwierdzająca wysokie urodzenie, platynowe włosy – dokładnie takie, jakie miała Eliah* – i surowe niebieskie oczy. Nikt nie odważyłby się kwestionować takich powabów.
— Dwie kobiety i rozmowy szeptem. Czuję, że powinienem być już na drugim krańcu ziemi — zażartował.
— Musiałyśmy tylko omówić parę kobiecych… kwestii. — Blondynka obdarowała teścia subtelnym uśmiechem.
— Mimo wszystko, w trosce o swoje zdrowie, ulotnię się na parę dni na wschód. Posmakuję nieco orientu a przy okazji unicestwię hybrydy w tubylczym lesie. Ludzie coraz częściej narzekają na zmutowane stwory… — wyjaśnił, umniejszając problem do rangi fiksacji tamtejszych.
— Życzę miłego zabijania i z chęcią przyjmę skórę jakiegoś zwierzaka — odparła Bellatrix, wstając na równe nogi. — Na mnie już czas, zdecydowanie. Ach, Narcyzo — zwróciła się do siostry — kojarzysz tę zabawę, w którą bawiłyśmy się w dzieciństwie? Czarnoksiężnik i dementorzy. — Cyzia kiwnęła potwierdzająco głową. — Przypomnij sobie jej zasady.
Zniknęła w kominku sieci Fiuu umiejscowionym w hallu.
Gorset przestał uwierać Narcyzę.
* * *
Pukle blond włosów opadały subtelnie na bladą twarz. Usta przybrały kolor mahoniu, co jeszcze bardziej uwydatniło bezkrwistość jej cery. Lica zaróżowiły się znikomo, a rzęsy podwoiły swoją długość. Cyzia siedziała wpatrzona w zwierciadło wmontowane w toaletkę, zastanawiając się czy wygląda mdło a jej powaby nie tracą przy takim makijażu. Po dłuższym zastanowieniu, obejrzeniu się z profilu i an face, usatysfakcjonowana zajęła się upinaniem włosów. Parę kosmyków zostawiła luźno zawieszonych, resztę upięła z tyłu głowy, niewidocznymi gołym okiem, wsuwkami.
Zakręciła się wkoło. Luźna suknia, spięta kameami na ramionach, pofalowała w górę, odsłaniając łydki. Wyglądała niczym antyczna muza Apollina. Narcyza wyciągnęła z małej szufladki w toaletce szeroką czerwoną wstążkę i się nią przepasała. Obejrzała się w lustrze powtórnie, tym razem w baletkach i z uśmiechem na twarzy stwierdziła, że pozostaje jej tylko czekać na męża. Uznała, że wygląda ponętnie, a przybierane pozy przed lustrem były coraz odważniejsze.
— Madame — chrząknął Zgredek — czy życzy sobie madame, aby Zgredek zadbał o romantyczny nastrój? Żeby było milej, madame.
Niebieskooka podskoczyła jako oparzona: — Ty Szczurze! Kto ci pozwolił wejść tutaj bez pytania?! — warknęła oburzona. Wzięła najbliższy szal i okryła się nim.
— Ale, żeby się zapytać czy Zgredek może wejść najpierw musi Zgredek wejść — odparł zmieszany a zarazem zasmucony, że Pani nie docenia jego błyskotliwych pomysłów i zaangażowania.
— Nie odzywaj się! — warknęła. — Jak… po co nastrój? — dodała, udając niepoinformowaną.
— No, bo sir senior wyjechał, a madame i sir junior będą się… całować, przytulać, pieścić…? — Z każdym kolejnym przykładem Zgredek tracił nadzieję. Mina Cyzi wyrażała coraz więcej skrajnych emocji. Czuł, że powiedział coś nie tak. Próbował szybko się zrehabilitować i wytłumaczyć: — Zgredek widział madame i sir juniora tydzień temu i… — Nie dokończył, widząc że nie poprawia swojej sytuacji. Zaczął powoli i niepewnie wycofywać się z pokoju.
— Wynoś się stąd szczurze! Nie pokazuj mi się więcej na oczy! Zniknij! — krzyczała w szale gniewu. Poczuła się zgorszona i zawstydzona całą sytuacją. Uniżony Zgredek ulotnił się, mamrotają coś pod nosem.
Blondynka usiadła na krześle i wzięła trzy głębokie oddechy.
— To chore. Skrzat domowy patrzył jak się kochamy… — rzuciła oszołomiona w przestrzeń. — cholerny podglądacz.
Zszokowana bezczelnością skrzata domowego, straciła chwilowo wenę.
Była dwudziesta czwarta, kiedy podniecenie niespodzianką, jaką przyszykowała dla męża, całkowicie opadło. Leżała samotnie na łożu, w głównej sypialni, mierzwiąc sobie starannie ułożone włosy i nie dbając o makijaż. Była zdecydowanie rozczarowana przebiegiem wydarzeń, a raczej jego brakiem. Jak rano Lucjusz wyszedł z dworku, tak jeszcze nie wrócił.
Patrzyła na swoją kolekcję orientalnych szali, które zbierała od jakiegoś czasu. Nie była zbyt wielka, ale zawierała okazałe sztuki. Kochała się w rozmaitych motywach wschodnich, kolorach, szlachetnych tkaninach. Co dziwniejsze, nie nosiła ich. Wisiały niedbale rzucone na uchylone drzwi szafy, tworząc zamierzony efekt artystycznej estetyki. W rodzinnym domu były zamknięte w półce, odkąd Bellatrix uznała, że „takie szmaty psują wizerunek kobiety wysokiego urodzenia”. Blondynka uśmiechnęła się na wspomnienie tej sytuacji.
Spała, gdy Lucjusz otworzył drzwi sypialni. Rozczulił go widok poskurczanej żony przyodzianej w cienką dzianinę, która podwinęła się nieco wyżej niż by tego chciała Narcyza. Usiadł na kraju łóżka i powoli ściągnął kamizelkę. Rozpinając koszulę, usłyszał zaspany głos żony:
— Która godzina? — zapytała, podnosząc się do siadu.
Lucjusz wyciągnął zegarek kieszonkowy i przyświecił różdżką, aby zobaczyć wskazówki. Odłożył go na kraniec narzuty, a ten bezwładnie zsunął się z łóżka, zawisając na dewizce przyczepionej do butonierki.
— Trzecia, kochanie.
— Dlaczego jesteś tak późno? Spodziewałam się ciebie wieczorem. Czekałam. — W jej głosie można było wyczuć pretensje.
— Miałem dużo pracy — rzucił lekceważąco.
— Jesteśmy małżeństwem zaledwie od dwóch tygodni, a ty już rozmawiasz ze mną jakbym była natrętnym dodatkiem do sypialni! — warknęła w rozdrażnieniu. Lucjusz ponownie użył różdżki jako źródła światła i odwrócił w stronę żony. W tym świetle wyglądał groźnie. Twarz jaśniała, kiedy jego oczodoły pozostawały w cieniu. Blond włosy ścięte na linii ramion i woskowa cera przywodziły na myśl demony. Demony, które budzą się o trzeciej w nocy, a właściwie kwadrans po.
— Robię wszystko, żeby ci niczego nie brakowało. Niestety nie jestem w stanie informować cię o wszystkich nieprzewidzianych zmianach w moim harmonogramie, więc postaraj się to zrozumieć — odparł na jednym wdechu. Był zmęczony po pracy, a Narcyza zirytowana ciągłym czekaniem. Łatwo w takim stanie o nieprzemyślane słowa. — Zresztą mogłaś iść spać, nie musisz codziennie na mnie czekać.
— Tak, mam wszystko oprócz ciebie. Faktycznie, jestem szaleńczo szczęśliwa.
— Nie zaczynaj. — Pogroził palcem.
— Dobrze, to może od razu wyjdę! Kurwa! —Skoczyła na równe nogi. Jej dłonie zacisnęły się w pięści a z bezsilności miała ochotę płakać. Ale nie chciała obnosić się swoją słabością, to nie było w stylu Blacków – musiała zachować zimną krew, a łzy poczekać.
— Mówię, nie rób scen. Nie każ mi się denerwować — wysyczał, również złażąc z łóżka. Oboje stali naprzeciwko siebie i czekali na kolejny ruch przeciwnika.
— Denerwować? Bo co? Bo jesteś zmęczony po ciężkim dniu pracy, a moja osoba przeszkadza ci w odpoczynku? — zaczęła histeryzować. — To może ja w ogóle się ulotnię…
Ominęła Lucjusza, porwała jeden z szali i udała się do wyjścia. Nie był to już finezyjny krok egzaltowanej damy. Szła ciężko, bez wdzięku.
Młody Malfoy widział, że Narcyza ma chimeryczną osobowość, łatwo popada w skrajności, ale nigdy nie był w takiej sytuacji. Nie mógł pozwolić, żeby wyszła. Wiedział, że go nie zostawi, ale nie miał pewności czy czasem sobie czegoś nie zrobi. Nagle pomyślał, że wcale nie zna jej tak dobrze, jak uważał wcześniej.
Dogonił ją na korytarzu. Złapał za rękę, widząc że nie reaguje na wołania. W odwecie dostał siarczysty policzek.
— Zostaw mnie! — Idealne, czerwone odbicie dłoni widniało na twarzy jeszcze parę sekund, a potem rozmyło się w bezkształtną plamę. — Czekałam, bo chciałam zrobić ci pieprzoną niespodziankę! Co ja w ogóle sobie myślałam — zwróciła się do siebie. Wpadła w amok, już nie chciała płakać – chciała zadać ból, coś uszkodzić, rozbić, uderzyć. Tym razem jej arystokratyczne wychowanie wzięło w łeb, już nie chciała przybierać beznamiętnej pozy i tłamsić emocji w sobie, jak matka uczyła.
— Niespodziankę? — zaśmiał się. Cyzia szarpała się, próbując uwolnić nadgarstek z uścisku, który był coraz silniejszy. Lucjusz zmierzył ją wzrokiem. Była umalowana i ubrana co najmniej niecodziennie. — Jaką niespodziankę? Chętnie dam się zaskoczyć.
— Wybacz, jakoś tak — wysyczała z teatralnym gestem — nastrój mi umknął.
Blondwłosa uderzyła męża jeszcze raz, na co on tym razem zareagował, spontanicznie chwytając się za policzek i puszczając jej nadgarstek. Ta, korzystając z okazji, szybkim krokiem zniknęła mu z oczu. Nie chciała biec – wyglądałoby to zbyt dramatycznie.
Nie wiedziała gdzie iść, przez myśl przeszedł rodzinny dom, ale szybko się z niej wycofała, wiedząc że matka skarciłaby ją za takie zachowanie.
Będąc trzy metry od kominka sieci Fiuu wpadła na kogoś z impetem. Nie spodziewała się takiego zagrania ze strony męża. Liczyła, że jak nie pójdzie za nią korytarzem, to da jej wyjść w spokoju. Przeliczyła się.
— Nie tak prędko. — Długie, zimne palce oplotły ramiona Narcyzy. Stali twarzą w twarz. Dzieliły ich nieznaczne centymetry. Dzięki światłu księżyca doskonale widział drobne wypieki na policzkach, które na co dzień były, jeśli nie podkreślone pudrem i cieniami, nieskazitelnie białe jak świeży, nietknięty śnieg. Czuł na szyi jej przyspieszony oddech. Skrajne uczucia malowały się na twarzy blondynki, od gniewu przez rozczarowanie po bezsilność, a oczy unikały konfrontacji.
Nie mógł się powstrzymać, to było silniejsze od niego. Czuł podniecenie, czuł, że może wszystko. Ona stała przed nim milcząc — uniżona, poddana i zależna od następnego ruchu Lucjusza. Nie spojrzała na niego, nie chciała… nie, ależ chciała! Zawstydzona nie zebrała się na odwagę. Nic nie mogła zrobić, nic co polepszyłoby jej sytuację. Sama nie wiedziała, co byłoby lepszą sytuacją.
Przejechał językiem po jej brodzie, co chwila składając delikatne pocałunki. Narcyza mimowolnie oddała się przyjemności dotyku, ale uścisk nie słabnął. Poczuła mokry ślad tworzący nowe ścieżki na jej szyi, tam też odczuwała niezauważalne wcześniej podmuchy wiatru i zimno. Przyjemne zimno. Przymrużyła oczy, oddała mu się, chciała i więcej, i mocniej, i częściej, i bardziej. Nie mogła pozbierać myśli, zagubiła się w pożądaniu.
Jeszcze chwilę oddychała ciężko, ale starała się uspokoić. Mimo że jeszcze chwilę temu była bliska płaczu, czuły dotyk męża ją uspokoił. Tak, było to jedno z tych lepszych rozwiązań.
Uwolnił nadgarstki z uścisku, chcąc objąć jej twarz. Chwycił ją wpierw za podbródek, zarazem zmuszając aby na niego spojrzała. Oczy miała smutne.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Siostra Kliczko dnia Pon 19:29, 19 Lip 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kokosanka
Moderatoris
Moderatoris



Dołączył: 14 Sie 2009
Posty: 619
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z kont :D

PostWysłany: Pon 20:41, 19 Lip 2010    Temat postu:

podwinęła się nieco wyżej niż by tego chciała Narcyza. - Nic nie mogła zrobić, nic, co polepszyłoby jej sytuację.
a łzy poczekać - jak już przeczekać

Tylko tyle wyłapałam jeśli chodzi o błędy :hamster_smile:

W sumie to mi się podoba. Takie w charakterze. Jedyne, co mi nie pasuje, to Bella i wróżenie z fusów. W ogóle Bella to słaby punkt Twojego opowiadania. Bellatrix nie jest w nim sobą. Pragnę poza tym zauważyć, że Bella jest od niej starsza i chyba wcześniej wyszła za mąż od Narcyzy, więc zdanie : Jedna z panien Black, nie jest już panną a panią. - tu nie pasuje :hamster_smile: Ale to takie moje czepialstwo.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Siostra Kliczko
Zdezorientowany
Zdezorientowany



Dołączył: 10 Lip 2010
Posty: 48
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 21:02, 19 Lip 2010    Temat postu:

Kokosanka napisał:
Jedna z panien Black, nie jest już panną a panią. - tu nie pasuje :hamster_smile: Ale to takie moje czepialstwo.

Tak tak, teraz jak to czytam to zauważyłam. Ale pisząc to miałam myśli ukierunkowane na Narcyzę.

Co do Belli to się nie zgodzę, przynajmniej częściowo. W moim wyobrażeniu ona właśnie taka jest w stosunku do Narcyzy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lucjanna
Połykacz postów
Połykacz postów



Dołączył: 15 Sie 2009
Posty: 219
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z grzbietu czarnego smoka

PostWysłany: Pon 21:58, 19 Lip 2010    Temat postu:

Bella oszalała podczas pobytu w Azkabanie. Wcześniej była fanatyczką, ale Rowling nie pokazała nam, jaka była przed tym całym zamieszaniem z Czarnym Panem.
Ja zawsze wyobrażałam sobie trzy przebojowe siostry Black, tylko, że w ślizgoński sposób.
A co do opowiadania... w tym przypadku rok 1973. skojarzył mi się z romansem historycznym dziejącym się w XIX.w.. Czytałam tego mnóstwo kiedyś... Twój sposób opisywania uczuć Narcyzy pasuje mi do dużo wcześniejszych czasów i fakt obecności gorsetu początkowo wprowadził w moją interpretację dezorientację.

"Przez uchylone okno do pokoju wpadał jesienny świergot ptaków." Coś mi tu nie pasuje.
"Chwycił ją wpierw za podbródek, zarazem zmuszając aby na niego spojrzała." I tutaj konstrukcja się raczej nie klei. Według mnie słowo "wpierw" powinno występować z "następnie", "potem" czy coś w tym stylu. I to "zarazem" też nie pasuje.
Jeśli chodzi o coś takiego, zwracałam uwagę tylko na samym początku i końcu.

Sam pomysł ciekawy, ale osobiście wolę Lucjusza w innych paringach.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Siostra Kliczko
Zdezorientowany
Zdezorientowany



Dołączył: 10 Lip 2010
Posty: 48
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 23:38, 19 Lip 2010    Temat postu:

Lucjanna napisał:
Twój sposób opisywania uczuć Narcyzy pasuje mi do dużo wcześniejszych czasów i fakt obecności gorsetu początkowo wprowadził w moją interpretację dezorientację.

Chciałabym zwrócić Twoją uwagę na stroje noszone w HP przez arystokratki. Niedługo przed 2000 rokiem kobiety nosiły suknie, do których musiały ubierać gorsety, nie ma chama. Dlatego też wybierając między faktycznym stanem ubioru w tych latach a ubiorem w Harrym Potterze - wybrałam ten drugi wariant. Myślę, że tam moda jest cofnięta przynajmniej o wiek xD Dlatego też gorset jest na swoim miejscu, moim zdaniem.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.libertatis.fora.pl Strona Główna -> Kącik literacki / FANfiction Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin